Rekonstrukcja suki
To było w maju. Początek lat 90-tych. Podczas eliminacji do Ogólnopolskiego Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu, które odbyły się w Janowie Lubelskim spotkałem Mariana Domańskiego, redaktora Polskiego Radia.
Zacna osoba, wybitny etnomuzykolog. On wtedy prowadził taką cykliczną audycję „Z malowanej skrzyni”. Znał ludzi od Zakopanego po Wilno. Zapytany o konkretnego muzykanta czy w Poznańskiem, czy w Radomskiem, czy Rzeszowskiem potrafił bezbłędnie podać miejsce jego zamieszkania. Określić, że na tej i tej wiosce za trzecią figurą na lewo mieszka ten człowiek. W trakcie naszej rozmowy wspomniał o suce, dawnym zapomnianym instrumencie, pochodzącym z Kocudzy. Zasugerował mi jego odszukanie. Nasze spotkanie zainspirowało mnie do poszukiwania tego tajemniczego instrumentu.
Jednak na początku w związku z tym, że grałem w kapeli Dudków na basach, a raczej kontrabasie, to bardziej zależało mi na znalezieniu prawdziwych basów. Niebawem okazało się, że takie stare basy znajdują się w Wierzchowiskach u Kałdusia. Instrument pochodził z Batorza, a wykonany został przez pana Wiechnika w roku 1918. Basy te mam do dziś.
Do kapeli braci Dudków ze Zdziłowic dołączyłem na początku lat osiemdziesiątych. W kapeli grał Bronisław Dudka – skrzypce prym, jego brat Tadeusz – skrzypce sekund, Julia Wojtan na bębenku, a później zastąpił ją Czesław Chmiel. No i ja – basista. Spotykaliśmy się na próbach w Janowskim Domu Kultury. Grając z nimi byłem najmłodszy, właściwie mógłbym być synem tych ludzi. Teraz wszyscy już nie żyją. Ja zostałem jedyny. Grali też z nimi i inni muzykanci. Wtedy w naszym regionie dużo było muzykantów i śpiewaków. Podczas prób z Dudkami, gdy Bronisław grał podróżniaki to przypominały mi się lata dzieciństwa. Wesela, kiedy orkiestra była na wozach, takie drabiniaste wozy z półkoszkami były, konie poubierane, orkiestra z tym całym orszakiem podjeżdżała pod kościół, a my takie małe chłopaczki podlatywaliśmy tam, bo starosta, starościna czy drużbowie rzucali cukierki. No i tej muzyki słuchaliśmy. To jak jechał ten korowód od Białej czy od Wólki to najgłośniej bęben było słychać i orkiestrę…
Zanim trafiłem do kapeli, jak swoi rówieśnicy słuchałem big beatu. Zafascynowany byłem gitarą basową. Mieliśmy zespół, z którym graliśmy po zabawach, dancingach i na weselach też się grało. Wtedy wykonałem swój pierwszy instrument, oczywiście była to „basówka”. Jeśli chodzi o instrumenty to ważnym momentem były wspomniane wcześniej spotkania z muzykantami. Jak mieli uszkodzone szkrzypce, albo kołki trzeba było zrobić i wstawić lub jakieś pęknięcia skleić to ja zabierałem do domu i robiłem. To były takie początki.
Poszukiwanie informacji o suce było bardzo trudne. Grając z różnymi zespołami po weselach i zabawach wiejskich w Janowie i okolicach dopytywałem się o sukę szczególnie u starszych mieszkańców. Gdy widziałem ludzi po osiemdziesiątym roku życia, w przerwie podchodziłem do nich. Witałem się po starodawnemu: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Pytałem. Ludzie patrzyli na mnie trochę z ironią, bo niby czego on tu na zabawie szuka, suki? Nikt nie widział nikt nie słyszał.
Zeszło mi tak ze cztery lata. W międzyczasie dowiedziałem się że pan Domański zmarł. No i dopiero po jego śmierci tak się bardziej zaangażowałem. Postanowiłem zbudować ten instrument. To poszukiwanie stało się dla mnie takim jego testamentem do spełnienia.
Nie miałem dostępu do archiwów. To były inne czasu, nie tak jak teraz, że jest Internet. Ale powoli zacząłem zbierać ikonografię: jakiś kawałek rysunku, wszystko, co by mi pomogło w rekonstrukcji. Ludzie, jak się dowiedzieli, że szukam, zaczęli mi pomagać. Pani Anna Szałaśna z Polskiej Akademii Nauk, etnomuzykolog, przysłała mi opis suki biłgorajskiej. Ten opis mam zachowany, ale to wszystko to były domniemania jak wyglądała suka.
Później przypadkiem trafiłem na znaczek pocztowy z serii instrumenty polskie, wydany w roku 1984, gdzie obok góralskich złóbcoków była taka suka narysowana. Rysunki były płaskie, nie widziałem szczegółów, więc zacząłem sam grzebać, jak to się mówi metodą prób i błędów, tak po kolei, po kolei. Pierwszy instrument zrobiłem na podstawie rozbitych skrzypiec, gdzieś od kogoś dostałem pudło. No i dorobiłem szyjkę, ale dopiero po próbach i graniu okazało się, że to jednak nie wydaje takiego dobrego dźwięku. Była bardzo cicha i skrzypiąca, więc zacząłem ją trochę powiększać. Pierwsza suka jaka powstała od podstaw była z orzecha, wydłubana z jednego kawałka drewna. Miała cztery struny tak jak według opisów, które później otrzymałem (m.in. akwarela Wojciecha Gersona z roku 1895).
Trudnością okazała się również technika gry – trzymanie instrumentu w pozycji pionowej oraz granie tzw. techniką „paznokciową”. Była ona dość nietypowa, bo strun nie skracałem przyciskając je, tylko z boku dotykając paznokciem. W momencie kiedy już zacząłem wygrywać melodie, stwierdziłem, że ten instrument ma w sobie archaiczne brzmienie, niespotykane, muzyka jakby od dawnych wieków wraca do nas.
Pierwszy egzemplarz suki biłgorajskiej zaprezentowałem podczas widowiska obrzędowego „Wigilia”, zorganizowanego przez Muzeum Etnograficzne w Warszawie, w grudniu 1993 r, a w kolejnym roku otrzymałem nawet nagrodę specjalną za rekonstrukcję suki na Festiwalu w Kazimierzu. Któregoś razu z muzykantami z janowskiego mieliśmy koncert w Filharmonii Narodowej w Warszawie. Miałem zagrać na suce. Spotkałem tam Marię Pomianowską, muzyk z wykształcenia, wirtuoz gry na archaicznych instrumentach ze wschodu, która jak się okazała miała swoją sukę. W tym samym czasie co ja robiłem, pani Maria z pomocą naukowców i profesjonalnego lutnika również zrekonstruowała instrument. Jak porównaliśmy obie suki to okazało się że są niemal identyczne. Mój egzemplarz był jedynie o centymetr krótszy.
(Zbigniew Butryn, Janów Lubelski,2010)